wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdzial 2

                Tak jak co roku w ten dzień postanowiłam ubrać czarną sukienkę, którą dostałam od mamy na 14 urodziny. Nigdy nie była ze mną na zakupach przez co nie wiedziała jaki mam rozmiar i kupiła o 2 rozmiary za dużą. Dzisiaj pasuje idealnie. Schodząc po schodach słyszałam wrzaski Simona biegającego po salonie i udającego samolot. Był zbyt młody na tego typu rocznice. Co prawda wie, że dzisiaj mijają 2 lata, ale zawsze nie zwracał na to uwagi. Nie spędzał czasu z mamą, częściej z dziadkiem podczas kiedy ja siedziałam z ojcem na stadionie kibicując miejskiej drużynie baseballa jedząc hot doga i popijając Spritem.
                Tata musiał iść do pracy wcześnie rano. Kilka miesięcy po drugiej ciąży mamy zmienił ją i teraz pracuje jako kasjer w jednej z sieci hipermarketów. Nigdy nawet nie wiedziałam jakiej bo nie chciał mi powiedzieć. Mimo tego, że go nie było czułam zapach jego perfum. Roznosił się po całej kuchni, częściowo mieszając się z zapachem świeżych naleśników, które smażył każdego ranka. Specjalnie dlatego wstawał o 6 i robił. Zawsze mi smakowały, kiedy je jadłam czułam jego obecność.
                Dzisiaj wyrobiłam się o 10 minut za wcześnie niż normalnie. Postanowiłam je spędzić na rozmowie z bratem. Jednak najpierw założyłam moje czarne balerinki i założyłam plecak na plecy, abym nie spędziła dodatkowych kilku minut na zbieranie się i po rozmowie od razu wyjść. Dzisiaj Simon zostaje w domu. Jego klasa jedzie na jakąś wycieczkę do pobliskiego zoo, a akurat mój braciszek ma takiego pecha, że ma alergię na afrykańskie zwierzęta. Inaczej mówiąc – boi się ich. Jak miał 5 lat włączył przez przypadek National Geographic gdzie akurat leciał dokument o życiu lwów i kiedy zobaczył jednego z nich atakującego gazelę tak się wystraszył, że aktualnie ma zrazę do wszystkich zwierząt afrykańskich i kotów.
                -Kiedyś przestaniesz być samolotem i staniesz się innym pojazdem? – spytałam go z uśmiechem choć wiedziałam, że nie był szczery. Tego dnia każdy mój uśmiech będzie nieszczery.
                -Nie – odpowiedział. Tak po prostu. „Nie”. Jednak w jego głosie było coś co mnie zainteresowało.
                -Szkoda, a chciałabym zobaczyć ciebie w roli… Okrętu wojennego – kolejny fałszywy uśmiech.
                -Mia, proszę. Wiem, że rozmawiasz ze mną na siłę – nie wiem jak on to zrobił. Czyżby mama przy narodzeniu dała mu moc czytania w myślach, a mi nic? Zamilkłam, jedyne co zrobiłam to opuściłam głowę. Kilka moich łez opadło na dywan koło mojego braciszka –Wiem, że jest ci ciężko więc nie utrudniaj sobie sprawy próbowaniem skontaktować się ze mną – kiedy on stał się taki mądry? Wszystko co mówił było prawdą. Nie rozmawialiśmy ze sobą za dużo, a i tak wiedział bardzo dużo o moim zachowaniu w dniu tej rocznicy.
                -Dziękuję za oszczędzenie mi tego – posłałam mu uśmiech. Ale już ten prawdziwy.
                Chyba jedyny dzisiaj.
                Spojrzałam na godzinę – była pora wyjścia. Obróciłam się na pięcie i po chwili zniknęłam za drzwiami frontowymi mojego domu.
                Kiedy z niego wyszłam było coś nie tak. Nie zwróciłam na to uwagi i skierowałam się w stronę przystanku autobusowego kiedy usłyszałam huk. Obróciłam się kiedy zobaczyłam, że dom naprzeciwko mojego stanął w płomieniach, a jego dach był rozerwany na strzępy. Jego fragmenty leżały na trawniki cały czas płonąc. Po woli zaczęła się zapalać trawa. Zaczęłam grzebać w plecaku w poszukiwaniu telefonu. Zajęło mi to chwilę i kiedy go w końcu dorwałam wykręciłam numer straży pożarnej.
***
                Siedziałam przez godzinę na trawniku domku, przy którym się zatrzymałam i wykręciłam numer na straż. Wpatrywałam się cały czas w chodnik, okryta kocem i z kubkiem herbaty w rękach. Co jakiś czas spoglądałam na pracę strażaków jednak dom cały czas się palił, jakby nie chciał zgasnąć. Nie widziałam żeby wyprowadzali kogoś ze środka. Mam nadzieję, że w środku nikogo nie było. Ale co wywołało pożar? Był huk… Może ktoś nie zakręcił gazu? Nie znam się na takich rzeczach.
                Autobus do szkoły został odwołany ze względów bezpieczeństwa. Gdyby miał jakikolwiek kontakt z ogniem byłby kolejny wybuch dzisiaj. Strażacy oznajmili, że jestem jednym ze świadków wydarzenia więc muszę zostać. Szczerze to było mi trochę smutno. Wszędzie kręcili się dorośli, a ja byłam najmłodszą osobą na ulicy. Wszystkie nastolatki siedziały w szkole, a ja na zimnym trawniku, w sukience przyglądając się płonącemu domu.
                -Dziwi mnie dlaczego to nie chce zgasnąć – usłyszałam głos za sobą. Obróciłam się i dostrzegłam chłopaka. Wyglądał jakby był w moim wieku. Miał blond włosy i zielone oczy. Na sobie miał czerwony sweter, zwykłe jeansy i podarte trampki. Przysiadł koło mnie i spoglądał w tą samą stronę co ja.
                -Tak też myśli pewnie ¾ osób na ulicy – odparłam. Przez chwilę siedzieliśmy i patrzyliśmy na pracę strażaków –Możesz popytać jeśli chcesz. Mi jest całkiem przyjemnie będąc sama.
                -Nie będziesz dobrą aktorką w przyszłości coś przeczuwam. A po za tym – podbijam stawkę. Myślę, że wszyscy na ulicy tak uważają – przysiadł koło mnie ciągle wpatrując się w budynek. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale mój uśmiech z twarzy szybko zniknął. Uświadomiłam sobie coś. Kompletnie zapomniałam!
                Podniosłam się z trawy zrzucając koc z ramion i pobiegłam w stronę mojego domu. Simon siedział sam w domu, a ja tutaj na ulicy zapominając o nim. Kiedy przyśpieszyłam słyszałam, że ktoś za mną biegnie. Nie musiałam się odwracać żeby wiedzieć kto jest za mną.
                Drzwi trzasnęły kiedy znalazłam się w środku. Stałam przez chwilę w frontowych drzwiach dziwiąc się, że jest tak cicho. Po chwili koło mnie stał ten chłopak przyglądając się holowi.
                -Przybiegłaś tutaj popatrzeć na hol? – zapytał wciąż wpatrując się w pomieszczenie.
                -Mój brat został sam w domu. Miała się nim opiekować sąsiadka z domu naprzeciwko – weszłam do środka rozglądając się w poszukiwaniu brata. Było zbyt cicho jak na niego przystało –Simon?
                Weszłam do salonu doświadczając szoku. Był cały zdemolowany. Książki, które powinny znajdować się na półkach były na podłodze, w telewizorze widoczna była wielka dziura. Dywan częściowo został podarty. Obrus ze stolika leżał na podłodze. Wokół niego rozsypane było szkło. Przerażona zaczęłam biegać po domu w poszukiwaniu brata.
                -Simon! – krzyczałam za każdym razem kiedy wchodziłam do każdego zdemolowanego pomieszczenia. Pobiegłam na górę do jego pokoju. Tam też go nie było.
                Przeszukałam cały dom, za mną cały czas chodził ten chłopak. Upadłam na ziemię płacząc bo uświadomiłam sobie, że mój brat zniknął, a mój dom był całkowicie zdemolowany.



                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz